Ściągać czy nie ściągać ? - Oto jest pytanie!
Dodane przez muzol dnia 26.04.2011
Do napisania tego tekstu skłoniły mnie toczące się na łamach prasy i mediów nieustanne dyskusje na temat tak zwanego ,,piractwa fonograficznego''.

Od strony prawnej problem ten wygląda następująco:zgodnie z art. 116 ustawy oprawie autorskim i prawach pokrewnych za bezprawne rozpowszechnianie utworów grozi do 2 lat więzienia. W przypadku gdy osoba czerpie z tego stały dochód, może trafić za kratki nawet na 5 lat.

Nasuwa mi się jednak pytanie – jak interpretować słowo ,,rozpowszechnianie''? Przecież obecnie prawie każdy z nas zapewne posiada nagrywarkę , więc może powielać i rozpowszechniać muzykę pobraną z sieci. A nasi bliscy raczej nas nie zapytają o to, czy ta nagrana dla nich płyta to wynik działania jakiś ,,ciemnych pirackich poczynań''.

Michał Błeszyński,radca prawny specjalizujący się w ochronie praw autorskich,na łamach ,,Rzeczpospolitej'' napisał,że:

,,O dozwolonym użytku osobistym możemy mówić, jeśli legalnie kupiliśmy utwór i skopiowaliśmy go na własne potrzeby lub ewentualnie skopiowała nam go bliska osoba. Skoro jednak utwór jest bezprawnie rozpowszechniany w Internecie, to trudno przyjąć, że korzystanie z niego może być legalne''

Błeszyński twierdzi też, że zgodnie z art. 35 prawa autorskiego,, dozwolony użytek nie może naruszać normalnego korzystania z utworu ani godzić w słuszne interesy twórcy.''

Co jednak ma znaczyć określenie ,,normalne korzystnie z utworu''? Żyjemy przecież w dobie społeczeństwa informacyjnego,a internet to taki wirtualny ,,kosz ze śmieciami'' w którym każdy z nas może pogrzebać i znaleźć coś dla siebie.

Okazuje się więc,że internet,który miał być, w zamierzeniach ogromnych kolosów fonograficznych, potężnym narzędziem promocji dla artystów wszelakiej maści stał się dla nich przekleństwem!

Sprzedaż płyt spada na łeb na szyję, więc wielkie koncerny fonograficzne napuszczają ,,biednych'' artystów, aby głośno mówili zdecydowane ,,raczej nie'' wszystkim tym co mają czelność ściągać ich twórczość z internetu. A co na to prawnicy?

„Osoba ściągająca z Internetu plik z muzyką czy filmem do własnego użytku nie łamie prawa. Mieści się to bowiem w granicach dozwolonego użytku osobistego. I nie ma tu znaczenia to, czy ściągany plik jest rozpowszechniany za zgodą twórcy czy też nie. Osoba pobierająca go nie ma wyraźnie określonego przez prawo obowiązku tego sprawdzać" – uważa Katarzyna Lasota, prawnik w kancelarii White & Case.

Więc kto tu ma rację? Czy kogoś, kto w akcie desperacji włamuje się do sklepu, aby ukraść płytę(to pewnie dość abstrakcyjny przypadek) można zrównać z osobą,która w ciepłych kapciach i przy herbatce pobiera sobie kolejną płytę na własny użytek?

,,Można mówić jedynie o odpowiedzialności cywilnej za naruszenie praw autorskich. Zapewniam, że policja nie ściga osób, które jedynie pobierają pliki z sieci i nie udostępniają ich. W sprawach cywilnych nie mamy zresztą nawet prawa przeszukiwać mieszkań'' - przekonuje komisarz Zbigniew Urbański z zespołu prasowego Komendy Głównej Policji.

Każdy z nas wszakże pragnie mieć spokojne sumienie i nie bać się nagłej i niespodziewanej inspekcji policji lub panów w czarnych kominiarkach z CBŚ.

Artyści polscy i zagraniczni(vide proces Larsa Ulricha z Metalliki z Napsterem) cały czas narzekają,że są okradani przez tych, co wolą za darmo ściągnąć płytę ulubionego muzyka.

Ale czy nie jest paradoksem to,że właśnie ich twórczość dzięki sieci jest dostępna szerokiemu ogółowi? Dzięki temu są przecież bardziej popularni, a o to chyba im chodzi?

Obecnie muzycy najwięcej i głównie zarabiają na koncertach, a nie jak dawniej na sprzedaży płyt. Ciekawy przypadek stanowi grupa Radiohead , która od momentu nagrania płyty ,,In Rainbows'' wyszła z założenia,że najpierw należy wydać ,,w sieci'' nowy album,a potem zrobić jego oficjalną premierę. A nóż widelec ktoś kupi oryginał?

Ściągać czy nie ściągać? Oto jest pytanie! A Ty, czytelniku, sam sobie odpowiedz na nie!