AC/DC NA STADIONIE NARODOWYM (25.07.2015) - RELACJA
Dodane przez muzol dnia 02.08.2015
AC/DC - słuchałem, oglądałem, przeżyłem:-) Wreszcie udało mi się dotrzeć na koncert gigantów rock’n’rolla! Po niemal godzinie stania w długiej kolejce dostałem się do środka Stadionu. Dach był zamknięty więc zrobiło się nieznośnie duszno. Zaraz potem rozpętała się burza. Mimo zamkniętego dachu Basen Narodowy zaczął trochę przeciekać....


Treść rozszerzona
AC/DC - słuchałem, oglądałem, przeżyłem:-) Wreszcie udało mi się dotrzeć na koncert gigantów rock’n’rolla! Po niemal godzinie stania w długiej kolejce dostałem się do środka Stadionu. Dach był zamknięty więc zrobiło się nieznośnie duszno. Zaraz potem rozpętała się burza. Mimo zamkniętego dachu Basen Narodowy zaczął trochę przeciekać....



Support mnie zaskoczył. Vintage Trouble - to osobliwe połączenie estetyki soulu i funky w stylu Jamesa Browne'a (niezwykle energetyczny wokalista) z rock 'n' rollem rodem z lat 50-tych. Wokalistę rozpierała energia – odważył się nawet rzucić się w tłum i ‘’pożeglować’’ na rękach fanów Niestety dała znać o sobie kiepska akustyka sali - irytujący pogłos....



Nieco lepiej, choć jeszcze daleko od ideału, było na początku show AC/DC. Wokal Briana Johnsona był ledwie słyszalny w tym dźwiękowym chaosie. W miarę upływu czasu było coraz lepiej. AC/DC zagrali ''greatest hits'' plus trzy kompozycje z ''Rock or bust'' (nagranie tytułowe rozpoczęło cały występ). Show nieco skromniejszy wizualnie - sporo fajnych, animowanych filmików wyświetlanych na dwóch telebimach).



Sporo fajerwerków było podczas ognistych, koncertowych wersji: ''Whole lotta Rosie (z nadmuchiwaną, ponętnie głaszczącą się po udach lalką Rosie), dłuuuugiej wersji ''Let there be rock'' - z kapitalną, rozbudowaną solówką Angusa i w chóralnie odśpiewanym ''Highway to hell.'' Był naturalnie słynny, bijący dzwon w ''Hells Bells'' i salwy armat w majestatycznym ''For those about to rock'(We salute you)’’ w finale.



Podskakujący, tarzający się na scenie Angus był w prawdziwej, rock'n'rollowej ekstazie. Jak zaczynał grać, to potem ciężko było mu przerwać - zapewne w myśl hasła ''I can't stop rock'n'roll.'' Pot lał się z niego strumieniami, a on nie przestawał wariować - bardzo fajny efekt z podnośnikiem i maleńkim Angusem na jego szczycie w ‘’Let there be rock.''Kto by pomyślał, że ten już sędziwy Pan będzie miał w sobie jeszcze tyle energii??



Doskonale spisał się perkusista Chris Slade, który ma naprawdę mocne uderzenie - było to słychać w genialnym, rozpędzonym ''Thunderstruck.'' Na pochwałę zasługiwało też samo oświetlenie sceny - różnobarwne ferie świateł. Świetnie słuchało się ''Dirty deeds done dirt cheap'' oraz ''Sin city'' opartych na potężnych, gitarowych akordach. Do tańca porywały niezwykle rytmiczne ''High voltage'' i ''You shook me all night long.'' Fani gorąco przyjęli też pierwszy rockowy hymn AC/DC w postaci ''T.N.T.'', z charakterystycznym: ''Oi!'' ''Oi!''



Mimo nie do końca zadowalającej akustyki koncert AC/DC przeszedł już do historii. Na pewno na długo pozostanie on w pamięci dziesiątek tysięcy fanów, którzy opanowali Warszawę (dosłownie). Mam nadzieję, że zespół jeszcze powróci do Polski...